Boreliozowe mity
Strona główna » Boreliozowe mity
Spis treści

Borelioza

Zioła

Borelioza
Boreliozowe mity

Boreliozowe mity
Mit pierwszy: stan poboreliozowy
Pierwszy mit związany jest z tzw. „stanem poboreliozowym”. Ja na ten temat napisałem osobny rozdział. Tu, w tym miejscu, zwrócę uwagę na jedną podstawową rzecz — źródła tego mitu. Nie umiem ich znaleźć. Jak w dobrym micie, te źródła rozpływają się w pomrokach historii. Ale spytacie: jak to? Przecież choroba o nazwie borelioza istnieje dopiero kilkadziesiąt lat, nie odkryto jej w zamierzchłych czasach – więc wszystko powinno być jasne i wiadome. Otóż nie do końca. Ja z tym mitem stykałem się wielokrotnie, naprawdę w wielu pracach naukowych — i to poważnych — ale nigdzie nie natknąłem się na konkretne badania, szczególnie opublikowane w języku polskim, dotyczące tego mitu i dotyczące polskiej populacji chorych.
Wróćmy do podstaw – czym jest stan poboreliozowy? Zasadniczo nie ma większych dyskusji co do definicji. Najczęściej przyjmuje się, że jest to: zespół objawów charakterystycznych dla boreliozy, które utrzymują się mimo pomyślnego zakończenia leczenia. Lekarze klasycznego, zakaźniczego nurtu (IDSA) utrzymują, że dolegliwości, jakie posiadasz po zakończeniu udanego leczenia, są związane z pozostałościami po chorobie. Te objawy mają być uszkodzeniami, jakie wyrządziła choroba. Dotyczą one 10–20% chorych leczonych antybiotykami (abx). Te terapie trwają kilka tygodni — najczęściej 4–6 tygodni — i z małymi wyjątkami kończą się sukcesem.
O co mi chodzi? Czego dotyczą moje wątpliwości? Otóż dla mnie mitem jest właśnie ta liczba: 10–20%. Z praktyki innych lekarzy wywodzę całkiem inne liczby. Według mnie przynajmniej 50% ludzi po zakończeniu terapii — rzekomo udanej — dalej ma problemy, objawy boreliozowe. Są to objawy nie w 80% czy 95%, tylko dokładnie w 100% takie same jak przy czynnej chorobie, np. przed czy w trakcie leczenia. Niczym się nie różnią. Jeśli objawy się nie różnią, to muszą dotyczyć jednej przyczyny – choroby, czyli boreliozy.
Nie rozumiem, na gruncie elementarnej logiki, sensu tworzenia nowej kategorii, pojęcia czy definicji — czyli tego nieszczęsnego „stanu poboreliozowego” — i przypisania mu nowej nazwy dla starych, znanych, wcześniej występujących objawów.
Dla mnie nie istnieje ów nieszczęsny stan poboreliozowy — tylko jest niewyleczona borelioza. Nieustannie będę powtarzał, że po prawdziwym wyleczeniu znikają wszystkie, dokładnie 100% objawów przypisywanych boreliozie. Borelioza jest chorobą uleczalną – i tutaj całkowicie się zgadzam z większością lekarzy. Jest naprawdę poza mną, wielu, wielu ludzi, którzy całkowicie wyzdrowieli i pisali o tym na grupach.
Po co wymyślono ten „stan poboreliozowy”? To akurat jest jasne — tak można wytłumaczyć choremu, który przecież wierzy i powinien wierzyć lekarzowi, przyczynę utrzymujących się objawów. Kto to wymyślił – nie wiem. W czyim jest to interesie?
Żeby nie było, że się czepiam i wymyślam — ja proszę o pomoc i wskazanie prac naukowych, gdzie zbadano ten odsetek 10–20% ludzi nadal z objawami, na który wszyscy się powołują. Na stronie czy też później podam linki do przeważającej ilości istotnych prac naukowych. Uczciwie piszę — wszystkiego nie przeczytałem i coś mi gdzieś musiało umknąć. Znajdźmy razem tę pracę naukową – tak sławną.
Mit drugi: Czas żerowania kleszcza, a zakażenie boreliozą
Drugi mit, z jakim się zmierzymy, to czas wgryzienia się kleszcza potrzebny do przeniesienia boreliozy. Powszechnie pisze się i przyjmuje, że żeby zachorować na boreliozę, kleszcz musi żerować przynajmniej 24, a bardzo często mówi się nawet o 48 godzinach, a czasem nawet 3 dniach. Jest to kompletna bzdura, nie mająca żadnego logicznego czy naukowego uzasadnienia, w żaden sposób nie do zweryfikowania. Najgorsze, że często rozpowszechniana przez lekarzy — bo znowu ktoś, kiedyś, w jakimś podręczniku medycznym tak napisał.
Zacznijmy od podstaw. Nie wszystkie kleszcze są zarażone boreliozą czy koinfekcjami. Koinfekcje zawsze będą ważnym czynnikiem, bo w jednym z badań naukowych wykazano i potwierdzono, że utrzymujące się dolegliwości boreliozowe (u 50% chorych, przeleczonych) po zakończonych terapiach abx są spowodowane właśnie koinfekcjami. Odsetek kleszczy zakażonych boreliozą waha się od 5 do 75%, w zależności od regionu. W każdym miejscu jest inaczej.
Kiedyś sądzono, że bakterie boreliozy przebywają jedynie w żołądkach kleszczy. Tymczasem potwierdzono ich obecność także w ślinie. Oznacza to, że przy każdym ugryzieniu jesteśmy potencjalnie narażeni na zakażenie, a czas żerowania kleszcza — ile wysysa naszą krew — nie ma większego znaczenia. Długość żerowania może wpływać na potencjał zakażenia, ale kompletnie nie można wykluczyć infekcji już po godzinie od ugryzienia.
Ja swoje boreliozy przechodziłem parokrotnie. Zawsze zaczynało się od złapania kleszcza po zbiorze ziół, gdy niedokładnie się spryskałem repelentem. Przypominam — trzeba się spryskać dokładnie, również tors czy kark, bo człowiek się schyla, a same nogi to za mało. Pamiętam — przy drugiej boreliozie objawy zacząłem mieć, gdy wracałem do domu, gdzieś po 3–4 godzinach od ugryzienia. Wiedziałem dokładnie, kiedy byłem w terenie. Wtedy też doświadczyłem boreliozowego bólu zęba — w co wcześniej nie wierzyłem.
Jest wielu ludzi, którzy pisali o tym, że zachorowali po parogodzinnym żerowaniu kleszcza. Jest więc kompletną nieprawdą, że trzeba dni żerowania, by się zarazić boreliozą.
Teraz wróćmy do tego „magicznego” minimum – 24 godzin żerowania. Niech Państwo użyją logiki i zasad EBM (Evidence-Based Medicine): czy ktoś kiedykolwiek prowadził badania, konkretnie na ten temat? Czy ktoś kiedykolwiek podawał ludziom zakażone kleszcze i sprawdzał, po jakim czasie chorowali? Nie – bo to nierealne. Przecież nawet jeśli zostałeś ugryziony przez zakażonego kleszcza, to nie jest pewne, że zachorujesz. Wciąż nie wiadomo dokładnie, kto, kiedy i dlaczego zachoruje.
Jak ktoś może stwierdzić, że do zakażenia doszło w 25. godzinie, a nie 10. czy 20.? Przecież to nierealne. Pisanie, że do zakażenia dochodzi w 24., a nie w 14. godzinie jest kompletnym absurdem, nieopartym na żadnych realnych, naukowych przesłankach. Tego się nie da zmierzyć, a jeśli nie da się tego zmierzyć, to nie można podawać konkretnych liczb czy widełek czasowych.
Powiem szczerze — to mnie zawsze doprowadza do szewskiej pasji, jak czytam takie informacje pisane przez niedouczonych. Ale ja jestem tylko człowiekiem — mogę się mylić. Dlatego proszę wszystkich o poprawienie mnie, wskazanie badań naukowych, które potwierdzają tę tezę: że do zakażenia boreliozą potrzeba przynajmniej 24 czy 48 godzin żerowania kleszcza. Przecież ktoś, gdzieś, kiedyś musiał to wymyślić — a później wszyscy inni zaczęli to powtarzać.
Kontakt
Jeśli masz pytania lub potrzebujesz pomocy skontaktuj się.
